Stara Waśń
OpowieśćRegulaminGaleriaKontaktNowościZwycięzcy

Powrót 

Powrót do spisu opowiadań

ŻYWA WODA


Wołk przedzierał się przez leśne gęstwiny. Dawno już zszedł z wydeptanych przez ludzi dróg. Jedynymi śladami były te zwierzęce, jelenie, zające, czasem trafił się wilczy trop. Tym razem głód mi nie grozi, pomyślał, przy takiej ilości zwierzyny. Śmiało szedł dalej. Na pewno coś znajdzie dla swojego jarla. Rutyna. Coraz pewniej się czuł w roli bohatera – zdobywcy. Po kilku spotkaniach z leszymi był pewien, że da radę każdej maszkarze mieszkającej w lasach. Czasem miał wrażenie że oprócz tych rogatych złośliwców w borach nie ma innych istot o których słyszał w legendach. Ech, chciałby jakąś nimfę spotkać albo rusałkę, dawno nie był z kobietą. Ciągle w drodze, a w przydrożnych karczmach wolał nie zawierać znajomości. Zawsze kończyło się to przynajmniej gwałtownym odchudzeniem sakiewki. Szedł więc sobie marząc dziewicach którym mógłby nieść ratunek. Oczywiście to nie musiałyby być dziewice, aż taki wybredny to nie był …
Gdzieś z boku trzasnęła gałązka, jakiś cień przemknął, niestety Wołk nie zdążył zobaczyć co to było. Pewnie sarna jakaś, pomyślał, na wszelki wypadek wyciągając swój topór zza paska. Poszedł dalej, porzucając jednak przyjemne myśli o leśnych pannach. Zawsze lepiej z głową na karku wrócić z podróży bez miłych wspomnień niż leżeć gdzieś w krzakach z głową pełną marzeń ale oddzieloną od tułowia. Czujność zawsze się odpłaca.
Wielki dęby które rosły dookoła majestatycznie górowały nad mniejszymi ale też grubymi bukami i grabami, zastępując tak dobrze znane z okolic Wilczyna świerki i sosny. Tu był prawdziwy bór. Widać było że człowiek rzadko tu zagląda. Żadnych śladów ognisk czy karczy zostawionych przez drwali. Może to święty gaj o którym babka mu w dzieciństwie opowiadała. Żaden ze Słowian nie ośmieliłby się ściąć w takim miejscu choćby najmarniejszego drzewa.
Idąc podziwiał pnie o grubości porównywalnej do chaty w której zwoływano wiece. Kilkudziesięciu chłopa by trzeba było żeby takie drzewo opasać ramionami.
Nagle aż syknął gdy promienie poraziły jego przywykłe do leśnego pomroku oczy. Mimo to otworzył je szerzej, po prostu, ze zdziwienia. Zresztą usta też, jakby dla podkreślenia tego. Stanął oto na brzegu czegoś co można było nazwać pogromem. Jak okiem sięgnąć, wszędzie leżały drzewa, niektóre jak stały tak teraz upadły z koroną gałęzi, inne już okaleczone, gołe zda się bezbronne i pozbawione swej królewskiej mocy. Wołk zamarł przerażony widokiem. Kto mógł coś takiego zrobić? Można zrozumieć wycinanie drzewa żeby postawić chałupę czy palisadę wokół wioski ale to? Przecież nikt nie wywiezie tych kolosów z tego miejsca. Nie ma dróg by dojechać. Chyba że ktoś ma zamiar tutaj, w środku boru zbudować gród. To chyba też trochę bez sensu. Z dala od innych ludzi, ba nawet nie ma tu rzeki żeby mieć skąd czerpać wodę, nawet strumienia. Jak handlować z kupcami? Zresztą, czym? Ani tu pola, ani łąki dla bydła. Za to dużo bagien i dzikiego zwierza. Może to jakaś myśliwska osada będzie? Setki myśli przewijało się przez głowę wędrowca i stałby dalej gdyby nie nagły wrzask który doleciał gdzieś ze środka tego drzewnego cmentarzyska.
Wołk wdrapał się na najbliższą kłodę, potem na następną, coraz wyżej aż wreszcie stanął na wierzchołku tej piramidy. Rozejrzał się wokół. Gdzieś tam widać było kłębiące się postaci, trudno jednak z tej odległości było poznać kto to jest. Może tym razem nie będą to te rogasie?
Tym bardziej że wydawało mu się że wrzask który usłyszał był wyraźnie damskim głosem …
Udało mu się przeskoczyć na następny pień i jeszcze następny, tak pokonał spory kawałek i już widział że że odgłosy pochodzą od pięknej wojowniczki. Kobietę otaczała sfora stworzeń przypominających wilki, były mniejsze od tych które widywał i różniły się umaszczeniem. Bardziej szare niż nasze, pomyślał. Była to naprawdę duża wataha. W całym tym zamieszaniu nie potrafił policzyć. Zdawało się że były wszędzie, w ciągłym ruchu. Atakowały i odskakiwały. Wojowniczka odganiała się czymś i widać było że całkiem sprawnie jej to wychodzi. Co chwila jeden z napastników padał ze skowytem. Jednak długo tak nie da rady, psowatych zwierzaków jakby wcale nie ubywało. Naprawdę było ich mrowie.
Wołk przeskoczył jeszcze kilka leżących dębów i wyciągnął swój łuk. Wypuścił strzałę. W cel! Uśmiechnął się przypominając sobie pytanie któregoś z wojowników z wioski na co dźwiga ze sobą tyle strzał. Lepiej żałować, że jest ciężko nosić niż żałować że się nie ma czym obronić, powiedział wtedy, może nie uczenie ale zgodnie z prawdą. Od przybytku głowa nie boli ... przypomniał sobie jak chciał wtedy zripostować. Jak zwykle dobre powiedzenia przypominają się długo po czasie.
Stał w dobrym miejscu, nic nie zasłaniało mu celu i posyłał jedną strzałę po drugiej za każdym razem trafiając w cel. No może prawie za każdym razem. Zanim kundle, bo tak zaczął w myślach nazywać swoich przeciwników, zorientowały się że jest więcej wrogów padło ich może pół tuzina.
Właśnie przez to prawie jeden z nich zwrócił uwagę na Wołka. Strzała po prostu skaleczyła go w ucho i momentalnie stwór odwrócił się do wojownika. Warknął i kilku jego towarzyszy stało już w pozycji frontalnej do Wołka. Zupełnie jak wyszkoleni wojownicy. Wołk nie czekał aż zaatakują, wypuścił następną strzałę i znów przebiegł kawałek. Był coraz bliżej kobiety która też już zauważyła niespodziewaną pomoc. Krzyknął tylko: Do mnie! - Wojowniczka natychmiast posłuchała, znać doświadczona w boju, osłonił jej odwrót kilkoma strzałami i po chwili stali ramię w ramię. Strzelając, Wołk zdążył zauważyć z jaką zręcznością kobieta pokonywała przeszkody gdy biegła do niego. Jak jakiś elf albo inna baśniowa istota. Cmoknął tylko z uznaniem i strzelał dalej.
Przynajmniej przez chwilę wojowniczka mogła sobie odpocząć.
- To bunisy - przekrzyczała zgiełk atakujących - stepowe demony.
Na szczęście jak było widać w materialnym ciele demony krwawiły jak każde zwierze, a ze strzałą w sercu już nie próbowały się ruszyć.
Wkrótce zaczęło brakować strzał. Na szczęście szeregi przeciwników też były wyraźnie przetrzebione. - Szykuj się - Wołk rzucił przez ramię - Zatańczymy z nimi …
Wypuścił ostatnią strzałę i patrząc jeszcze jak demon wywija koziołka wyszarpnął topór. Bonisy były coraz bliżej.
- Jestem Borka, driada borowa - wojowniczka uznał w końcu za stosowne się przedstawić.
- Miło mi. Ja jestem Wołk - odpowiedział tnąc ostrzem gardło pierwszego z podbiegających. Krew malowniczo prysnęła na boki - Fajnie cię było poznać - Kolejny z pomiotów demona, w czerwonych strugach wracał do podziemi. - Co się tutaj zadziało?
- To demony wezwane przez tych stepowych najeźdźców - Driada też posłała w drogę powrotną jednego z potworów. - Pod postacią ludzi wycinali te wszystkie drzewa. - Następny demon poleciał na dół sterty plącząc łapy w sowich wnętrznościach.
Tak sobie rozmawiając cięli na lewo i prawo, wrogów ubywało, a Wołk czuł że sympatii między nim a dziką pięknością przybywa. Był prostym człowiekiem. Wspólne ubicie paru tuzinów demonicznych stworów było niczym bal na królewskim dworze. Tak, to mogło zaiskrzyć. Znów się uśmiechnął i odwrócił głowę w stronę Driady. Już miał zabłysnąć komplementem gdy poczuł ogromny ból rozrywanej łydki. Momentalnie stracił równowagę i poleciał w dół za cielskiem agresora którego dopadła Borka. Ostanie co widział to jej piękna zatroskana twarz.
- To był ostatni - usłyszał jeszcze i odpłynął w niebyt.
Ciemność. Ciemność widzę chciałoby się rzec za mistrzem. Lecz ciemność powoli się rozpływała, jakby w łagodnym powiewie wiosennego wiatru. Delikatny szmer potoku z oddali, wesołe ćwierkanie jakichś ptaków nad głową i cudowny dziewczęcy śmiech. Chyba w Nawi jestem, Wołk powoli przypominał sobie co wcześniej zaszło. Przecież spadłem z tak wysoko prosto w stertę ostrych gałęzi sterczących niczym włócznie tarczowników. Nie mogłem przeżyć. Przynajmniej dobrą śmierć miałem skoro Żmij nie zeżarł przy bramie do zaświatów. Znów usłyszał głos młodej kobiety, tym razem coś nuciła, coś znanego ale co, w tej chwili nie wiedział. Może to nie Nawia? Skoro służę Wikingom może to Walhalla? Tam podobno dusze poległych wojowników zaprowadzają przepiękne Walkirie. Może to jej głos słyszy? Zupełnie nie miał ochoty otwierać oczu. Jeszcze wszystko okaże się omamem? On zaś będzie zdychał nawleczony na patyki. Ciekawość walczyła ze strachem. Może też lenistwem. Bo całkiem miło się odpoczywało w takich warunkach, a jeśli otworzy oczy ktoś lub coś zmusi go działania. Leżał więc dalej, zgadując w myślach gdzie się znalazł. Damski głos powoli się przybliżał i teraz oprócz niego poczuł też zapach. Woń ciepłych owoców z dalekich krain. Kiedyś wąchał takie owoce gdy do jego Jarla przybył śniady kupiec zza morza. Jak je nazywali? Pomarańcze? Tak, chyba tak … ale na pewno był to ten sam zapach. Nagle nad swoją twarzą poczuł oddech kobiety, a piersi, delikatny dotyk. Jednocześnie poczuł że leży nagi. Kto i kiedy pozbawił go odzienia? Cóż w zaświatach pewnie to było nic niezwykłego. Poczuł też że kobieca dłoń rozsmarowuje mu po skórze coś oleistego, nie mógł poznać po zapachu, wiedział jednak że coraz bardziej się odpręża. Z każdym dotknięciem czuł że jego całe ciało przemienia się w delikatną mgłę. Nie czuł bólu i chłodu. Nic nie czuł ... Hmmm, może jednak coś było co przypomniało mu że nie jest jedynie zwiewnym duchem Nawii. Wcieranie olejku w skórę powoli usypiało w nim niepokój i strach, a obudziło coś zupełnie innego. Budził się wojownik, coraz silniej domagający się spełnienia w bitwie. Oczywiście takiej sam na sam z jakąś Walkirią. Dłoń nieznajomej masowała , wcierając maść, coraz niżej i niżej …
W końcu otworzył oczy.
Nad sobą zobaczył uśmiechniętą twarz Borki i jej zielone oczy, jak otchłań głębokiego jeziora. - Widzę że wracasz do żywych. W pełni sił i gotów do walki ... - dodała muskając palcami gdzieś w dolnych partiach jego włości.
Znów nie dane było mu użyć zręcznej riposty, usta bowiem zablokował mu jej pocałunek. Długo nie ubolewał nad tym, dając się ponieść długo uciszanemu pożądaniu (tutaj należy opuścić kurtynę …)
(Teraz ponownie ponosimy kurtynę)

Stara Waśń

Obudził się z przytuloną do siebie rudowłosą Borką. Popatrzył na jej spokojną, pogrążoną w śnie twarz. Piękna, pomyślał, czy trzeba człowiekowi więcej?
Nagle rozległ się donośny głos rogu. Dookoła pojawiły się jakieś postaci, Wołk wyraźnie widział że damskie, w kolczych tunikach, z łukami, włóczniami i inną bronią. Nie zdążył mrugnąć, a Borka też była gotowa do walki. Znikł romantyczny nastrój, wrócił okrutny świat.
- Znów ktoś naruszył świętość Gaju! Musisz wracać do swoich i opowiedzieć im o knowaniach stepowych demonów. Wyprowadzę cię stąd, pokaże drogę a dalej poradzisz sobie sam.
- Powiedz tylko czy to co zaszło między nami to nie był sen… Bo już sam nie wiem co się działo. Znaczy pamiętam tylko że ja… że ty.. że razem.. Ech, jak zwykle, facet z nadmiarem uczuć mi się trafił … Tak. Było. Było coś między nami, całkiem przyjemne ale teraz już po wszystkim Niczego od ciebie nie chcę. Właściwie to już mi dałeś co chciałam. Masz natomiast w prezencie od nas, Driad, przepis na miksturę. Dekot ów regeneruje siły, leczy rany i poprawia ogólne zdrowie. Setki lat temu, gdy na tych ziemiach mieszkali ludzie zwani Celtami też dostali od nas za jakąś pomoc taki przepis. Potem wynieśli się na zachód, gdzieś nad cieplejsze morza. Podobno dzięki tej miksturze przez wiele lat opierali się legionom rzymskiego władcy. Takie przynajmniej są plotki. Chodź, prędko musisz stąd odejść, bo niektóre moje siostry w szale bitewnym zabijają wszystko co żywe na dwóch nogach i nie ma cycek.
Wracał do domu po kolejnej przygodzie. Kolejne zwycięstwo, kolejny fant przyniesiony w darze swemu władcy. Mikstura która wszystko leczy. Może to jest ta żywa woda co babcia o niej opowiadała? Nic to, nie ważne jak się nazywa, ważne że pomaga. Czuł to na własnej skórze.
Szedł więc, zwycięzca, bohater ... tylko dlaczego mu tak ciężko wracać?
Przez twe oczy zielone ... - jak śpiewał największy bard. Wiedział cholernik co dobre, nie jakieś tam grosze dla wieśniaków czy jak im tam było ...


Powrót do spisu opowiadań



Menu

___________________________________________
Kontakt: admin@starawasn.com Wersja Polska
Zalecana przeglądarka to Google Chrome lub Mozila FF.
Gra autorska: intechspiration.com
Wersja: 6
2006-2024
Polityka Prywatności